środa, 1 października 2014

"Opisz swoje wakacje", czyli Gruzja oczami naszego syna w wypracowaniu szkolnym. Tylko dla ludzi o mocnych nerwach!

Już wiem, że regularnie to na tym blogu nie będzie. Wrzesień nas przerósł. Julek - ostatnia klasa podstawówki i w perspektywie egzamin do gimnazjum, Karol - czwarta klasa, liga piłkarska, mecze w każdy weekend. Poza tym w domu remont, komputer się zepsuł i mogę na nim pisać tylko jak odpowiednio powyginam kabel zasilający. J

Nasz syn zgodził się na opublikowanie szkolnego opisu jego największej przygody w Gruzji. Gdy przeczytaliśmy to z Przemkiem, autentycznie popłakaliśmy się ze śmiechu, bo wcześniej nam mówił, ŻE MU SIĘ PODOBAŁO.
P.S. My wcale nie spaliśmy przez 3 dni i UWAGA - słowo przygoda nabierze po przeczytaniu tego tekstu zupełnie innego znaczenia!



Moje wakacje

Wakacje spędziłem z rodziną na Kaukazie.  Chciałbym opisać moje przygody w Gruzji, w kraju słynącym z przepięknych krajobrazów, ciepłego morza, wysokich gór, palącego słońca i przepysznego jedzenia.
Przylecieliśmy na lotnisko przed świtem. Położyliśmy plecaki obok ławki i czekaliśmy na znajomych, z którymi lecieliśmy samolotem. Podroż trwała 3 godziny. Dotarliśmy to Tbilisi, stolicy Gruzji. W Tbilisi spaliśmy 2 dni, po czym mieliśmy jechać do Kazbegi .
Po drodze widzieliśmy piękne wzgórza całe porośnięte trawą, zwiedziliśmy też mały klasztor. Dojechaliśmy już do naszego noclegu. Domek był bardzo fajny za względu na metalowe schody w kształcie spirali prowadzące do każdego pokoju. Pierwszego dnia nic nie robiliśmy ze względu na długą drogę. Drugiego dnia wyruszyliśmy oglądać lodowiec.
Dzień zaczął się tak. Wyruszyliśmy o 5:00 rano. Szliśmy przez rzeczkę i wchodziliśmy pod górę, aby obejrzeć klasztor. Wpadliśmy jednak na pomysł obejrzenia go pod koniec. Przy tym klasztorze odpoczęliśmy i poszliśmy dalej. Droga była nudna i bez ładnych widoków, tylko trawa i małe góry. Doszliśmy do połowy drogi, gdzie spotkaliśmy miłych Polaków, którzy wybierali się na sam szczyt tej góry, na której był lodowiec. Po drodze zabrakło nam wody. Ja już miałem dosyć i chciałem się wracać, ale tata i mój brat spytali się pani czy jeszcze daleko. Ta powiedziała, że szczyt jest już blisko. Gdy to usłyszałem dostałem takiego kopa ,że pobiegłem na górę. Tata i Karol zniknęli mi i mamie z oczu. Okazało się, że siedzą  już na szczycie. Gdy usiedliśmy tata powiedział, że pójdzie z Karolem po wodę ze strumienia. Gdy poszli ja usnąłem. Nie było ich z jakieś półtorej godziny. Kiedy przyszli ja pobiegłem i zabrałem im wodę. Schodzenie było łatwe, bo po tej drzemce nie byłem zmęczony. Gdy doszliśmy do klasztoru zaczęliśmy go zwiedzać. Mieliśmy za sobą już 9 godzin pieszej wędrówki. Kiedy już został nam ostatni etap zejścia, zacząłem narzekać i tata złapał jakiegoś taksówkarza i zjechaliśmy. Na tego pana Polacy wołali Kubica, ponieważ zjeżdżał bardzo szybko i wymijał inne samochody obok przepaści . Zapłaciliśmy mu i poszliśmy coś zjeść. Potem wróciliśmy i zasnąłem.
I tak skończyły się przygody w Kazbegi. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz