Już wiem, że regularnie to na tym blogu nie będzie. Wrzesień
nas przerósł. Julek - ostatnia klasa podstawówki i w perspektywie egzamin do gimnazjum, Karol - czwarta klasa, liga piłkarska, mecze w każdy
weekend. Poza tym w domu remont, komputer się
zepsuł i mogę na nim pisać tylko jak odpowiednio powyginam kabel zasilający. J
Nasz syn zgodził się na opublikowanie szkolnego opisu jego największej
przygody w Gruzji. Gdy przeczytaliśmy to z Przemkiem, autentycznie popłakaliśmy się
ze śmiechu, bo wcześniej nam mówił, ŻE MU SIĘ PODOBAŁO.
P.S. My wcale nie spaliśmy przez 3 dni i UWAGA - słowo przygoda nabierze po przeczytaniu tego tekstu zupełnie innego znaczenia!
Moje wakacje
Wakacje spędziłem z rodziną na Kaukazie. Chciałbym opisać moje przygody w Gruzji, w
kraju słynącym z przepięknych
krajobrazów, ciepłego morza, wysokich gór, palącego słońca i przepysznego jedzenia.
Przylecieliśmy na lotnisko przed świtem. Położyliśmy plecaki
obok ławki i czekaliśmy na znajomych, z którymi
lecieliśmy samolotem. Podroż trwała 3 godziny. Dotarliśmy to Tbilisi, stolicy
Gruzji. W Tbilisi spaliśmy 2 dni, po czym mieliśmy jechać do Kazbegi .
Po drodze widzieliśmy piękne wzgórza całe porośnięte trawą,
zwiedziliśmy też mały klasztor. Dojechaliśmy już do naszego noclegu. Domek był
bardzo fajny za względu na metalowe schody w kształcie spirali prowadzące do
każdego pokoju. Pierwszego dnia nic nie robiliśmy ze względu na długą drogę.
Drugiego dnia wyruszyliśmy oglądać lodowiec.
Dzień zaczął się tak. Wyruszyliśmy o 5:00 rano. Szliśmy
przez rzeczkę i wchodziliśmy pod górę, aby obejrzeć klasztor. Wpadliśmy jednak na pomysł obejrzenia go pod koniec. Przy
tym klasztorze odpoczęliśmy i poszliśmy dalej. Droga była nudna i bez
ładnych widoków, tylko trawa i małe góry. Doszliśmy do połowy drogi, gdzie
spotkaliśmy miłych Polaków, którzy
wybierali się na sam szczyt tej góry, na której był lodowiec. Po drodze
zabrakło nam wody. Ja już miałem dosyć i chciałem się wracać, ale tata i mój
brat spytali się pani czy jeszcze daleko. Ta powiedziała, że szczyt jest już
blisko. Gdy to usłyszałem dostałem takiego kopa ,że pobiegłem na górę. Tata i Karol
zniknęli mi i mamie z oczu. Okazało się, że siedzą już na szczycie. Gdy usiedliśmy tata
powiedział, że pójdzie z Karolem po wodę ze strumienia. Gdy poszli ja
usnąłem. Nie było ich z jakieś półtorej godziny. Kiedy przyszli ja pobiegłem i
zabrałem im wodę. Schodzenie było łatwe, bo po tej drzemce nie byłem zmęczony. Gdy
doszliśmy do klasztoru zaczęliśmy go zwiedzać. Mieliśmy za sobą już 9 godzin
pieszej wędrówki. Kiedy już został nam ostatni etap zejścia, zacząłem narzekać i tata złapał jakiegoś
taksówkarza i zjechaliśmy. Na tego pana Polacy wołali Kubica, ponieważ zjeżdżał
bardzo szybko i wymijał inne samochody obok przepaści . Zapłaciliśmy mu i
poszliśmy coś zjeść. Potem wróciliśmy i zasnąłem.
I tak skończyły się przygody w Kazbegi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz