środa, 27 sierpnia 2014

Czy ta pani jest stacją benzynową? - czyli gruzińskia lista przebojów zaskoczeń i radości.


1. Stacje paliw

Jechaliśmy marszrutką do Mestii. Krótki postój w Zugdidi. Karol przylepiony do szyby obserwuje tłoczne miasteczko. Nagle zaczyna się w coś z zaciekawieniem wpatrywać:

- Mamo, czy ta pani jest stacją benzynową? - pyta. Myślałam, że się przesłyszałam. Patrzę, analizuję i pozostaje mi jedyna sensowna odpowiedź:

- Tak synu, ta pani jest stacją, znaczy nie stacją, ale ona, lejek i te kolorowe butelki to jest taka jakby stacja paliw - odpowiadam z uśmiechem i niedowierzaniem. Dane mi było być w różnych miejscach, ale tego jeszcze nie widziałam.To jest nasz absolutny numer jeden zaskoczeń i radości.





2. Szczęśliwe zwierzęta

Krowa powinna widnieć w godle Gruzji. Jest tam niczym łoś w "Przystanku Alaska". Dla gruzińskich krów nie ma rzeczy niemożliwych, spotkać je można nawet na lodowcu. Konie się przytulają, cielaki bawią w berka na łące. Psy wędrują z turystami po górach. Nikt zwierząt nie pilnuje. Same wracają do domu. Człowiek czuje się tu trochę jak intruz w ich świecie. Meller napisał, że gdyby krowy w Szwajcarii dowiedziały się jak fajnie jest w Gruzji, przeniosłby się bez namysłu - my też tak myślimy!


3. Kolorowe jarmarki i powrót do przeszłości.

Pobyt w Gruzji uświadomił nam jak bardzo w Polsce zmieniła się estetyka. Odwiedzając lokalne wesołe miasteczka, nam przypominał się PRL, a dzieciaki były zauroczone strzelnicami w busie - w Polsce takiej nie widzieli. Chłopaki estetykę kiczu, koloru i przepychu określali zdaniem- "tu jest dziwnie", ale widać było, że im się to podobało. Zaskoczeniem okazała się  Jaskinia Prometeusza w okolicach Kutaisi, która również wpsiywała się w styl wschodni. Była podświetlona na kolorowo, a w tle podczas zwiedzania słychać było muzykę poważną.  






4. No rules, no stres

Brak norm, zasad, praw autorskich. Odsłona pierwsza: W Makhinjauri żeby wejść na plażę trzeba było przejść przez tory. Nie było specjalnych kładek czy strzeżonych przejazdów. "Spójrz w lewo, spójrz w prawo i biegnij". Nikt się tym specjalnie nie przejmował. Plaża była prawie pusta, kamienista. Bardzo dobrze chroniona. Nieopodal nas był ratownik, który wraz z policjantem na służbie delektowali się zimnym piwkiem. 
Market Google? Nie, nie, nie - aplikacji tam nie kupicie. Za to browar, ser, chleb i czacza gwarantowane :)
Rury gazowe strerczące wszędzie? Dzieci bujają się na nich, jak my kiedyś na trzepakach. No i na deser łóżka krótsze od drzwi.



5. Pyszne jedzenie

Tym razem bez ironii. Jedzenie było pyszne. Nie było miejsca, w którym na posiłek nie trzeba było czekać. Wszystko robiono na miejscu, po zamówieniu. Było dużo, było świeżo, było tanio! 110 zł za obiad z deserem, napojami dla 7 osób. Marzenie!
Na śniadanie: bimber z serem - zalecany :)



Zapraszamy do galerii
/aga/




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz