Lipiec 2013. Malezyjska wioska. Na drzewach Makaki i
Orangutany. Tuż obok rzeka, w której buszują krokodyle. Do naszego obozu przylega plantacja, na którą, do pracy przyjeżdżają
miejscowe kobiety. Pomagają im dzieci. Karol i Julek grają w nogę. Karol od
trzech lat należy do klubu, nawet do Azji wziął ze sobą piłkę. Miejscowe dzieci
przyglądają się naszym synom. Nagle jeden z nich podchodzi do nich i krzyczy
czystą angielszczyzną: - Hey Lewandowski, Can I join? Zaskoczeni chłopcy
natychmiast się zgadzają. -Lewandowski pass the ball! – słyszymy. Dziewczynka w
różowej bluzce jest niesamowicie zawzięta. Momentami nawet Karol nie daje sobie z nią rady. Ktoś z
dorosłych opowiada nam, że Robert Lewandowski jest tu bardzo znany, że malezyjskie
dzieci jak tylko usłyszały, że jesteśmy z Polski od razu przechrzciły Karola. Dowiadujemy
się również, że chłopiec w czarno-żółtej koszulce jest mistrzem okolicznych
wiosek. Jeszcze świeci słońce, za chwilę zerwie się wiatr i spadnie tropikalny
deszcz. Dzieci nie przestaną grać. Zdejmą koszulki i będą tarzać się w błocie.
Za miesiąc stwierdzą, że był to
najlepszy dzień w ich życiu.
To była pierwsza backpackerska wyprawa chłopców. Karol skończył 8, a Julek 11 lat. Plan był ambitny:
Pekin – Malezja – Borneo – Singapur – Pekin, w 24 dni. Sami nosili swoje bagaże, studiowali
przewodnik, pilnowali planu. Spisali się na medal! Po powrocie zażyczyli sobie
mapę na całą ścianę. Mają swoja podróżniczą zabawę. Lepią z plasteliny kulki,
rzucają w mapę, po czym szukają w Internecie informacji na temat miejsca, w
które trafili. Dla nas – rodziców – to widok bezcenny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz